to prężnie rozwijająca się sieć, która została stworzona przez graczy, dla graczy. Posiadamy wyjątkowe serwery, na których administracja dokłada codziennie wiele starań, aby wszystko działało bez przeszkód. Nasze forum tętni życiem i panuje na nim niezwykła atmosfera! Wszystkich serdecznie zapraszamy na nasze serwery CS:GO i CS Pozdrawiamy, ekipa Multi-Head.
CIASTO NAJLEPSZE TIRAMISU: najświeższe informacje, zdjęcia, video o CIASTO NAJLEPSZE TIRAMISU; Ciasta sylwestrowe - te przepisy to prawdziwe klasyki. Na liście warstwowe rarytasy i kremowe serniki Outro 282Published on Dec 22, 2017Wszystkie prezenty już pod choinką, w kuchni unoszą się zapachy wigilijnych dań, a w tle słychać urocze świąteczne piosenki… A może raczej gorączkowe ... Outro Beyond outlines TORT CZEKOLADOWY Z MASCARPONE: najświeższe informacje, zdjęcia, video o TORT CZEKOLADOWY Z MASCARPONE; Przepis na tort idealny - dobry nie tylko na święta.Jesień mnie dojechała i po prostu się ostatnio nie wyrabiam. Przez jakiś czas próbowałam nadganiać na bieżąco, ale przychodzi taki moment, kiedy muszę po prostu przebudować i porządnie zaplanować najbliższe tygodnie. To po prostu trochę prawdy o tym, jak nawet na co dzień zorganizowane życie może wymknąć się nieco spod kontroli. Mniej dramatu więcej brokatu Na szczęście w ostatnich tygodniach nie działo się nic bardzo złego czy poważnego. Zwyczajnie dopadł mnie jesienny zapierdziel. I to pięknie pokazuje, że to wcale nie kwestia organizacji. I jasne, planowanie bardzo pomaga ogarnąć dużo rzeczy na raz, ale wcale nie gwarantuje sukcesu. Dlatego teraz chcę te plany przebudować żeby pomieścić wszystko, na czym mi zależy. I do tego muszę zrobić kilka kroków. Ogląd obecnej sytuacji To jest ten krok, który mnie najbardziej stresował. Bo przyznanie tego ile rzeczy obecnie się dzieje i muszę je pomieścić w grafiku miało potencjał żeby mnie ostatnie przytłoczyć. Z jednej strony, mam sporo pracy przed końcem roku, wykonuję też chwilowo obowiązki innej osoby, która jest na urlopie. Oprócz tego dalej na bieżąco mam lekcje francuskiego. Bardzo mocno też cisnę kwestię godzin na prawie jazdy. Mam też na talerzu kilka projektów i pomysłów, które chcę wcielić w życie. A poza tym mam już sporą listę bieżączki, czyli taki drobnych zadań, które powinnam ogarnąć. W rezultacie zebrało się tego trochę, ale rozpisanie tej listy mocno pomogło. Plan na najbliższe tygodnie Plan poprawy tej kryzysowej sytuacji zaczęłam od ogarnięcia ram czasowych. W grudniu wyjeżdżamy na święta, musimy przetransportować się do PL między moimi dyżurami. Zostało więc zaledwie nieco ponad dwa tygodnie. Przez resztę roku będziemy się skupiali na rodzinie i przyjaciołach, więc nie traktuję tego jako bardzo produktywnego okresu. Dlatego znając obecne obciążenia i linię czasową, mogę zrobić plan, który ma szansę pozwolić mi zrobić wszystko bez fundowania sobie załamania nerwowego. Bliski wyjazd powoduje, ze muszę uzgodnić kwestie praktyczne w pracy, upewnić się, że mam wszystkie swoje rzeczy na wyjazd, zrobię odpowiednie zakupy i upewnię się, że prezenty zostały chociażby zamówione. Resztę bieżących zadań muszę spriorytetyzowac (np. kwestie zdrowotne najpierw), a te na które nie wystarczy mi czasu, zaplanuję po nowym roku. Nie wyrabiam się, bo doba nie jest z gumy, i nie zamierzam udowadniać, że jest inaczej. Wolę racjonalny plan. Zacznę od tego żeby się wyspać Nie wyrabiam się też dlatego, że jestem ostatnio przemęczona. Więc dobrym początkiem do realizacji planu będzie po prostu zadbanie o to, żebym miała na niego siłę. Tak wygląda w praktyce moje ogarnianie kuwety jak życie delikatnie wymknęło mi się spod kontroli. A jak Ty sobie radzisz?Dzień dobry Dzieciaczki ♥️♥️♥️♥️嵐嵐嵐♥️♥️♥️♥️ Mniej dramatu więcej brokatu i jedziemy z tym życiem :) uśmiechajcie się i codziennie szukajcie w sobie dziecka ♥️♥️ Pięknego dnia dla Was! Z tej
Nie stresuj się, najważniejsze to wyluzować, zrelaksować się, cziluj! Ale wiesz Ty co, pizzę jeść? Cukry proste, kwasy tłuszczowe nasycone, nawet trans? CHRYSTE CZY TY WŁAŚNIE SIĘGASZ PO WINO? Mogłabyś trochę poważniej traktować sytuację. Nie no, może faktycznie trzeba wyluzować. O! Odpocząć trzeba! Poluzuj grafik guuuuuurl! Tylko nie zapomnij stawiać się w klinice kilka razy w miesiącu na monitoring cyklu i koniecznie bądź na bieżąco ze wszystkimi newsami leczenia niepłodności, bo jeszcze przegapisz przełomową metodę. A skoro już jesteśmy przy przegapianiu, to wiesz – owulacja owulacją, ale nigdy nie wiadomo, na wszelki wypadek uprawiajcie seks 10 dni z rzędu, profilaktycznie dwa razy dziennie. Tylko się nie zmuszajcie, nic na siłę, bo wtedy nic z tego, to musi być ogień! I wyśpij się koniecznie, sen jest dobry na wszystko! Ej Ty, a badałaś immunologiczne podłoże przyczyn niepłodności? Wiem, wiem, kolejne kilka tysięcy nie Twoje, może weźmiesz nadgodziny? Dla dziecka trzeba się poświęcić, zarwiesz nockę nic się nie stanie. Tylko nie stresuj się za bardzo! Stres wszystko blokuje! Moja koleżanka jak odpuściła, to od razu zaszła w ciążę. Oprócz niepłodności można dostać od tego wszystkiego jeszcze kurwicy. Zakładam, że większość rad wynika z dobrych intencji. Ale jeśli intencją jest realna poprawa nastroju/rozwiązanie problemu drugiej osoby, zazwyczaj nie tędy droga. Choć te porady często są sensowne! Udzielone w niewłaściwym momencie (na przykład wtedy, gdy ktoś o nie nie prosił czy jest świeżo rozczarowany kolejną nieskuteczną metodą leczenia) albo przez niewłaściwą osobę (niewtajemniczoną w przebieg leczenia, nieznającą całokształtu sytuacji) mogą przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Odpuśćcie, a samo przyjdzie Wiem, że rady o „odpuszczeniu” są zawsze z najlepszymi intencjami i nadmierna spina w niczym nie pomaga. Ale wiecie jak to jest z dobrymi intencjami – to że w liceum myślałam że serek almette jest dobrym źródłem białka, wcale go nim nie czyni. Jeśli przeszkoda niepłodności jest fizyczna, to odpuszczenie psychiczne nigdy nie będzie wystarczające. Dopiero wchodząc w środek bagienka pt. leczenie niepłodności człowiek dowiaduje się, jak dużo rzeczy wpływa na możliwość zajścia w ciążę. Gdy kobieta ma niedrożne jajowody, odpuszczenie psychiczne ich nie udrożni, tylko zabieg. Gdy mężczyzna ma azoospermię, odpuszczenie psychiczne nie poprawi jakości nasienia, tylko leczenie u androloga. Jeśli kobieta nigdy w życiu nie miała owulacji, to nawet najlepsza relacja partnerska, najczęstszy i najgorętszy seks nie doprowadzą do naturalnego zapłodnienia. Gdy musisz kilka razy w miesiącu stawiać się u lekarza, poddawać się nieprzyjemnym zabiegom, robić zastrzyki, wydawać morze pieniędzy to naprawdę trudno o „wyluzowanie”. I myślę, że mamy prawo do tego, żeby czasami jednak pomartwić się tym co dla nas ważne. Co brzmiałoby lepiej? Zamień “odpuśćcie, wyluzujcie, nie starajcie się na”: Nie zapominaj o swoich potrzebach. Trzymam kciuki, żebyście znaleźli w tym wszystkim też czas dla siebie. Jak myślisz, może zanim pójdziesz do kolejnego lekarza, przydałaby Wam się chwila przerwy? Wiem, co czujesz Nie wiesz, przecież nie jesteś mną. Nie masz wglądu w moją historię choroby, bagaż doświadczeń, nie wiesz jak wyglądał mój dzień. Nawet jeśli przeszłaś przez podobne wyzwania, to możesz: przecenić moją odporność psychiczną myśląc, że na pewno nieźle sobie radzę,albo jej nie docenić, zakładając, że co noc płaczę w poduszkę i żyję tylko tematem ciąży. Nikt z nas nie wie jak czuje się drugi człowiek w obliczu trudnej dla niego sytuacji. Ba! Ten sam człowiek będzie czuł się przeróżnie w zależności od etapu leczenia, gorszego/lepszego dnia czy nawet zupełnie niezwiązanych z tematem ciąży okoliczności. Dzisiejsza dramaqueen jutro może przerodzić się w podejście mniej dramatu, więcej brokatu, więc nie ma co generalizować. Pytajmy o to jak czuje się ważna dla nas osoba, mówmy o swoich uczuciach, ale nie zakładajmy, że potrafimy wejść w buty drugiej osoby. Co brzmiałoby lepiej? Zamień “Wiem, co czujesz” na Jak się z tym czujesz?Przechodziłam przez coś podobnego, nie jesteś sama. Domyślam się, że bywa Ci że to może być dla Ciebie trudne. A nasienie badaliście? Sensowna, pożyteczna, zasadna porada! Wiele par zapomina o sprawdzeniu czynnika męskiego niepłodności. Ale jeśli ktoś wszedł na ścieżkę leczenia i stara się o dziecko kilka lat, to jest niemal pewne, że podstawowe badania ma dawno za sobą. Gdy ktoś przedstawia jako “złotą metodę” coś, co borykającej się z problemem niepłodności pary już dawno się nie sprawdziło, to resztki nadziei topnieją z prędkością bitej śmietany na nadmorskim gofrze tak, że nawet nie wiesz kiedy zaczyna spływać po łokciach. Ponadto nie da się testować wielu metod leczenia jednocześnie. Cykl jest jeden w miesiącu (a zanim je uregulujesz, to nawet raz na 50 dni), każdy lekarz mówi “potrzebujemy czasu” – nie da się w tym samym momencie skorzystać z kolejnego złotego polecenia, nawet jeśli byłoby gwarancją sukcesu. No i koszty. W Polsce leczenie niepłodności to przywilej wymagający milionów monet – z własnej kieszeni. Aktualny rząd zrezygnował z dofinansowań najskuteczniejszej metody objawowego leczenia niepłodności (zapłodnienie pozaustrojowe – in vitro), a nawet zrobienie podstawowego monitoringu cyklu jest prawie niemożliwe w publicznych poradniach. Ta rada w złym momencie może spotęgować bezsilność i wpędzić w poczucie winy, że starają się wciąż niewystarczająco mocno. Zamień (nieproszoną) rekomendację badania/lekarza na: Jeśli chcesz, mogę dać Ci namiary na sprawdzonego lekarza. Daj znać, gdy będziesz miała ochotę pogadać o tym jak było u nas. Pewnie robicie wszystko, co się da, ale na wszelki wypadek piszę/dzwonię – słyszałam, że znajoma korzystała z X, jeśli będziesz chciała, mogę podpytać o wiecej szczegółów albo Was skontaktować. Nie martw się, przestań się smucić Mamy prawo czuć dokładnie to, co czujemy. Jeśli coś jest dla nas ważne, wymaga dużych nakładów czasu, pieniędzy, emocji i masy innych zasobów, a od zdecydowanie zbyt dawna idzie nie po naszej myśli, to mamy niezbywalne prawo do przeżycia tej sprawy w dowolny sposób. Nie ma sensu kisić się w smutku dłużej, niż to konieczne, ale udawanie, że smutku nie ma w niczym nie pomaga. Zamiast “nie martw się, będzie dobrze”, lepiej zabrzmiałoby: Masz prawo czuć dokładnie to, co czujesz. Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz. Możesz na mnie liczyć. Jestem obok. Bardziej potrzebujesz teraz wysmucenia się czy odreagowania? Na co masz teraz ochotę/czego potrzebujesz? Jak wspierać parę z niepłodnością? Nikt nie lubi rad, o które nie prosił. No dobra, za ostre słowa – nie mam na to podkładki w literaturze, więc umówmy się, że jeśli Ty lubisz nieproszone rady w ważnych dla Ciebie intymnych sprawach, to dasz znać w komentarzu. Zaryzykuję stwierdzenie, że większośc z nas takowych rad nie lubi. Wszystkie przytoczone powyżej teksty mogłyby przejść niezauważone czy nawet okazać się pomocne, gdyby padły w naturalnej rozmowie, z ust bliskiej osoby, którą już kiedyś wpuściliśmy w tak delikatny temat jak niepłodność. Jednak jeśli słyszymy z zaskoczenia, z ust dalszej osoby albo nawet w kiepskim momencie – mogą przynieść totalnie odwrotny do zamierzonego efekt. Wydaje mi się, że najlepiej nie wkręcać się w rozmowy, na które nie mamy aktualnie przestrzeni i grzecznie, ale stanowczo ucinam temat, jeśli nie jest dla mnie komfortowy. Nie mamy wpływu na to co mówią o nas/do nas inni ludzie, ale możemy wybrać, jak na to zareagujemy. Chcesz wesprzeć parę z niepłodnością? Pamiętaj, że tutaj nie ma łatwych rozwiązań – gdyby istniały, nie mówilibyśmy o takiej skali problemu (3 miliony Polaków w wieku rozrodczym boryka się z niepłodnością). Czasami najlepsze, co możemy zrobić, to nieoceniająco wysłuchać i być obok. To już gigantyczne wsparcie! Można dodać do tego na przykład: Jak się z tym czujesz?Chcesz o tym porozmawiać? Daj znać, jeśli będę mogła coś dla Ciebie zrobić. Czy mogę Ci w jakiś sposób pomóc? Nie umiem Ci pomóc w znalezieniu rozwiązania, ale pamiętaj, że jestem obok. Dajcie znać w komentarzach jakie rady działały na Was jak płachta na byka albo wręcz przeciwnie: co faktycznie okazało się dla Was wspierające w tematyce okołociążowej? Mimo skali zjawisko wciąż mało mówi się o tym w przestrzeni publicznej, myślę, że możemy się dużo od siebie nauczyć dyskutując w komentarzach.
Mniej dramatu, więcej brokatu – to hasło przyświeca jej w życiu codziennym, ale też idealnie łączy się z innymi artystycznymi formami w których wyraża się Julia. Malowanie kieliszków, to pasja którą przywiozła z wakacji z Sewilli.
Na święta Bożego Narodzenia w cerkwiach i w kościołach Białorusi pojawiają się cudowne skrzynki z rozpoznawalnymi postaciami z historii biblijnej — batlejki. To tradycja, która ma ponad pięćset lat. Chciałabym opowiedzieć, jakie historie pojawiają się w spektaklach tych malutkich teatrów, jak one wyglądały, kto brał udział w przedstawieniach. Twórcami i popularyzatorami teatru batlejkowego byli duchowni, którym zależało, by jak najwięcej osób przeszło na chrześcijaństwo, i, aby uczynić go bardziej przystępnym, uteatralizowali obrzędy kościelne. Dlaczego za pomocą lalek? Chodziło o uwolnienie religijnego przedstawienia od udziału człowieka, z jego obciążaną grzechem kondycją. Pojawienie się żywego wykonawcy wiązało się z przeniknięciem w dramaty liturgiczne i misteria elementów świeckich i komediowo-rodzajowych. Dla ilustracji historii biblijnych szukano więc nowych form, dzięki którym możliwe było przekazanie dogmatów religijnych w stanie pierwotnym i niepokalanym. Początkowo batlejkę odgrywano w cerkwi i obowiązkową częścią teatralnych przedstawień było narodzenie Chrystusa, które wpłynęło na religijnie-misteryjny charakter repertuaru teatru batlejkowego oraz powiązało go z kolędniczym cyklem Świąt Białorusi forma teatru ludowego batlejka albo betlejka (określenie to pochodzi od nazwy „Betlejem”) szeroko się rozpowszechniła w XVI wieku. Popularyzacji batlejki sprzyjała działalność jezuitów z ich sprawnie organizowanym programem teatralizacji obrzędów religijnych. Naukowcy i wykładowcy jezuickich kolegiów рisali sztuki dla teatru batlejkowego, inscenizowali je, sami również biorąc udział w przedstawieniach. Później tradycję tą przekazano wychowankom szkół brackich, którzy nosili skrzyneczki batlejkowe podczas kolędowania po chatach i ulicach, odgrywając historię religijną przed przechodniami, dzięki czemu pod koniec ХVII wieku batlejka staje się popularną formą teatru tematyka biblijna ustępuje miejsce ludowo-rodzajowej, w spektaklach pojawiają się charakterystyczne intermedia, postacie komediowo-satyryczne i archetypowe wątki teatru ludowego. Właśnie ten repertuar stał się podstawą teatru białoruskiego i zadecydował o jego oryginalnym kształcie. W dramacie batlejkowym zazwyczaj łączyły się dwa przeciwstawne kierunki: religijny (biblijno-misteryjny) i świecki (o charakterze ludowo-komediowym). Biorąc pod uwagę stylistyczne i artystyczne właściwości tekstów które są literacką podstawą spektakli, repertuar teatru batlejkowego składa się z trzech części: z dramatu religijnego związanego ze świętami Bożego Narodzenia, z dramatu o Królu Herodzie oraz ze scenek pierwsza, tak zwany Prolog, ukształtowała się na najwcześniejszym etapie istnienia batlejki i jest ciasno związana ze świętami bożenarodzeniowymi i kolędowaniem. Wśród scen, które w Prologu odgrywano najczęściej, było narodzenie Chrystusa i adoracja niemowlęcia przez Trzech Króli. Wykonywano też pieśni duchowe i kantyczki. Z czasem, w wyniku wzmocnienia wątków świeckich, biblijne opowieści stały się krótsze, jednak nadal spektakle w teatrze batlejkowym zaczynają się właśnie od jak i jak Prolog, opowieść o królu Herodzie ma charakter religijny, lecz w odróżnieniu od części pierwszej nie jest tak ściśle powiązana z kolędowaniem. Postaci tej opowieści stopniowo przeobrażały się w duchu ludowej tradycji: nie przypadkiem część ta, Król Herod, jest pomostem pomiędzy częścią stricte biblijną a scenkami rodzajowymi. Odegranie opowieści o Królu Herodzie było obowiązkową częścią przedstawienia batlejkowego, bez którego nie mógł się odbyć żaden pokaz, właśnie dlatego istnieje tak wiele wariantów tej sztuki. Jednak za najbardziej pełny badacze białoruscy uznali wariant odgrywany w obwodzie witebskim. Zazwyczaj historia rozpoczynała się od ogłoszenia nowiny o narodzeniu Jezusa. Król Herod odbierał tę wiadomość jako wyrok śmierci i dla zachowania władzy decydował się na rzecz straszliwą – nakazywał zabójstwo niewinnych niemowląt, ostatecznie jednak zbrodnie tę przypłacał własnym zróżnicowaną i nadzwyczajnie ciekawą częścią repertuaru tradycyjnego białoruskiego teatru lalek była część trzecia, składająca się ze scenek komediowych. W niewielkich, lecz pełnych sensu i humoru scenkach jak w lustrze odbijał się ludowy światopogląd i zasady życia społecznego. Fabuły przeważnie o charakterze satyrycznym opierały się o rodzajowe historyjki „z życia wzięte”, co pozwalało na wprowadzenie na scenę teatru batlejkowego całego szeregu wyrazistych postaci i charakterów oraz przybliżyło go do życia codziennego. Zazwyczaj wszystkie intermedia wykonywano w dolnej części batlejki, na batlejki polegała nie tylko na tematyce spektakli, lecz również na zewnętrznej formie sceny batlejkowej oraz na wykorzystaniu lalek różnego rodzaju. Według Historyji biełaruskawa teatra pod redakcją Uładzimira Niafioda (Mińsk, 1983) na terenie Białorusi istniało co najmniej pięć rodzajów skrzyń batlejkowych: skrzynie jednopoziomowe, dwupoziomowe, trzypoziomowe, skrzynie ze sceną dla teatru cieni oraz skrzynie dostosowane do potrzeb teatru najprostszą i najbardziej uniwersalną uchodzi batlejka jednopoziomowa wyglądająca jak skrzynia z nieruchomymi lalkami ustawionymi na tle panoramy. Podłoga w takiej batlejce zazwyczaj jest usłana futrem zajęczym, kurtynę podnoszono przed początkiem przedstawienia. Z czasem powstały symultaniczne batlejki tego typu, w których akcja odbywała się w kilku miejscach w skrzyniach piętrowych i dwupiętrowychorganizowano według tych samych zasad: na parterze mieścił się pałac króla Heroda, gdzie poza tradycyjnym misterium odgrywano też intermedia o treściach ludowo-komediowych; na górze przedstawiano stodołę, w której urodził się Chrystus, i odgrywano Prolog (narodziny Jezusa, przyjście Trzech Króli itd.); na drugim piętrze, wykluczonym z przestrzeni gry, znajdowały się statyczne obrazki o treści religijnej. Wewnętrzna konstrukcja piętrowych i dwupiętrowych batlejek była niezmienna, lecz zewnętrzny wygląd skrzyni miał mnóstwo wariantów. Niektóre przypominały cerkwie z wieżyczkami i kopułami, inne wyglądały jak zwykłe i najbardziej oryginalny wariant batlejki na terytorium Białorusi to żłób. Ten typ teatru był rozpowszechniony wyłącznie na Witebszczyźnie i znacznie się różnił od innych batlejek nie tylko budową i wyposażeniem technicznym, lecz również repertuarem. Zewnętrznie żłób był podobny do cerkwi z trzema kopułami, trzy sceny znajdowały się na dole, a jedna — na górze pośrodku. Z tych czterech przestrzeni scenicznych do gry wykorzystywano trzy, które mieściły się dookoła środkowej sceny na dole, na której ustawiano nieruchome lalki. Sceny do gry zakrywano przed widzem ekranami zrobionymi z papieru czy tkaniny impregnowanej tłuszczem. Główną właściwością techniczną żłobu było to, że łączył w sobie teatr cieni i mechaniczny średniowieczny teatr lalkowy. Pokazywany w żłobie repertuar miał charakter ściśle religijny: ograniczał się do biblijnych opowieści o narodzeniu Jezusa i misterium o Królu Herodzie, zaś rola osoby obsługującej batlejke sprowadzała się do mechanicznej obsługi piąty rodzaj ludowego białoruskiego teatru lalek to batlejka oparta o zasady teatru marionetek. Zdarzało się, że piętrowe skrzynie takiej batlejki sięgały nawet metra wysokości. Na górze konstrukcję wieńczyła zielona strzecha w kształcie piramidy, którą łatwo było demontować. Wszystko było podporządkowane potrzebom teatru marionetek ze specjalnym systemem poruszania lalkami od góry. Rozmiary lalek były niewielkie, do rąk i nóg mocowano nici przywiązane do kołków, które łączyły się z żelaznym łukiem mieszczącym się pod strzechą batlejki. Dzięki temu urządzeniu odbiorca nie widział, w jaki sposób wprowadzano lalki w ruch. Główną i najbardziej rozpowszechnioną konstrukcją w ludowej batlejce była lalka na szpieni. Szpienia to drewniany bądź metalowy patyk, na którym mocowano lalkę. Lalka na patyku poruszała się wzdłuż rowków wyciętych w podłodze sceny, co pozwalało jej lekko zmieniając kierunek ruchu. Na końcu szpieni zazwyczaj robiono drewniany uchwyt, by ułatwić kierowanie lalką. Jeśli chodzi o ekspresyjne możliwości lalek, to jedną rękę zazwyczaj mocowano przy korpusie. Tę ręką lalka zazwyczaj „trzymała” różne rekwizyty. Druga ręka swobodnie wisiała wzdłuż korpusu. W niektórych batlejkach ręce lalki mocowano na zawiasach przy ramionach, co zwiększało dynamikę i wyrazistość pierwszych etapach tworzenia lalki rzemieślnicy dążyli do nadania im cech postaci charakterystycznych. Próbowali oddać charakterystyczny wyraz twarzy lub różnicować rozmiary korpusu, jednak najważniejszym elementem, który wpływał na identyfikację postaci, był strój. Ubrania lalek, które uczestniczyły w prologu i opowieści o królu Herodzie, były bardziej kanonizowane. Niektóre tradycje artyści ludowi przekazywali przez pokolenia. Zazwyczaj lalki ubierano w długie suknie z wełny czy brokatu. Oprócz tego często wykorzystywano złocisty papier. Za pomocą pazłotka upiększano stroje anielskie lub elementy ubrań innych postaci, na przykład mankiety czy korony określające wygląd lalek uczestniczących w ludowych scenach batlejki były mniej rygorystyczne. Najczęściej wszystkie kostiumy były malowane i cechowały się wysokim stopniem umowności. Stroje tej części przedstawienia batlejkowego zawsze odpowiadały rzeczywistości, modzie i społecznemu pochodzeniu wiekach ХІХ i ХХ teatr batlejkowy przestał cieszyć się taką popularnością, jak w poprzednich stuleciach, zachowała się na terenie Białorusi tylko w niektórych miejscowościach. Z jednej strony jest to związane z polityką: satyryczny charakter spektakli nie odpowiadał potrzebom miejscowej władzy, a w państwie sowieckim zakazywano spektakli o religijnej treści. Z drugiej strony amatorska batlejka odchodziła na drugi plan wraz z rozwojem teatru zawodowego. Dzisiaj zainteresowanie batlejką rośnie, zarówno wśród zawodowców, jak i w środowisku teatrów amatorskich. Szczególną popularnością cieszy się batlejka z udziałem dzieci i nastolatków. W takich przypadkach repertuar i forma zewnętrzna pozostają tradycyjne, lecz szczerość i bezpośredniość dzieci czyni widowisko bardzo wzruszającym: jakby historie bożonarodzeniowe pokazywały widzom małe aniołki, które zeszły z niebios. Brokat hologram srebrny o rozmiarze 0,2 mm. Przykładowe ilości dodania brokatu do: farby 100g brokatu na 1-3kg farby. fugi 100g brokatu na 1-2kg fugi. lakieru 50-100g brokatu na 1l lakieru. tynki mozaikowe , kwarcowe (ok. 0,5 kg na 25 kg ) W zależności od żądanego stopnia błyszczenia można dodać mniej lub więcej brokatu. - Ciałopozytywność nie polega na tym, że siadasz na kanapie i stwierdzasz: „Nie podoba mi się, jak wyglądam, ale nie chcę nic z tym robić”. To nie jest czapka-niewidka, pod którą masz ukryć problemy, a samoakceptacja przy jednoczesnej pracy nad sobą – mówią Ewa Zakrzewska – modelka plus size, stylistka, autorka bloga Ewokracja i Daria Papis – modelka plus size, prowadząca kanał ToTalnie na YouTube. Spis treści"Co by było, gdyby…?" Nie! Działaj tu i teraz"Masz ciało? Jesteś atletą!""Ojej, ważysz tak dużo? Wszystko w porządku ze zdrowiem? A ty co taka chudziutka? Nie znikniesz zaraz?"Mniej hejtu, więcej miłości. Mniej dramatu, więcej brokatuJak się (nie) ubierać? Jesteś osobą plus size, która niemało czasu spędza na Instagramie i przeglądaniu filmów na YouTube, a niekiedy zerknie i w telewizor? Jest duża szansa, że nazwiska Ewy Zakrzewskiej i Darii Papis są Ci znane. Zwłaszcza jeśli wybierasz konkretne programy po to, by w końcu zobaczyć w nich dziewczyny w podobnym rozmiarze, a social media przeglądasz, by odnaleźć inne osoby należące do plus-size’owej społeczności. - Chociaż powiedzmy sobie szczerze: Co to znaczy - rozmiar plus size? Nie możemy wsadzać wszystkich kobiet noszących ubrania większe niż 38 to jednego worka. W modzie, bez względu na rozmiar, chodzi o to, żebyś umiała dobrać ciuchy do siebie – te, które najlepiej będą się prezentować właśnie na tobie. Nieważne, czy jesteś klepsydrą, jabłkiem czy gruszką, zawsze można coś ukryć i coś wyeksponować, by wyglądać i czuć się kobieco – mówi Ewa Zakrzewska. Autor: Daria Papis (po lewej) i Ewa Zakrzewska (po prawej) "Co by było, gdyby…?" Nie! Działaj tu i teraz Ale jak to zrobić, aby zbudować to poczucie kobiecości i pewności siebie w świecie, który preferuje rozmiar XS nad XL? - Zawsze o swoje życiowe niepowodzenia "oskarżałam" swoją wagę. Nie mam faceta, nie mam dobrej pracy? To wina mojego rozmiaru, a nie podejścia. Dla mnie przykładem od zawsze jest mama: bardzo kobieca, dbająca o siebie osoba. Też plus size. Kiedy idzie ulicą, faceci się ze nią oglądają, jest elegancka, a przy tym skromna. Przeprowadziłyśmy wiele rozmów, otrzymałam od niej masę wsparcia. W końcu stwierdziłam, że skoro mama mnie wspiera, skoro tyle osób mówi mi, że jestem ładna, lubię się malować, bawić modą, to czas zacząć to robić na co dzień, a nie myśleć o tym, że może bym tak robiła, gdybym była szczuplejsza – mówi Daria. Ewa przez kilka lat mieszkała w Anglii. W Polsce była "za gruba", żeby pracować jako kelnerka (choć będąc nastolatką to właśnie robiła, miała więc doświadczenie), jej angielski dla ewentualnych polskich pracodawców nie był wystarczający. - Jeden pan podczas rozmowy kwalifikacyjnej dał mi wyraźnie do zrozumienia, że „sorry, ale z takim wyglądem cię nie zatrudnię”. Wyszłam stamtąd z płaczem. W Anglii po raz pierwszy szukałam pracy na wyspie Jersey. Zabronione jest tam dodawanie zdjęcia do CV, żeby nikogo na podstawie wyglądu nie dyskryminować. Trochę się obawiałam pierwszych spotkań z pracodawcami, ale… nie było żadnego problemu. Mój angielski nagle okazał się na tyle dobry, że spokojnie mogłam pracować z klientami, mój rozmiar nie był żadną przeszkodą, żeby pracować w sklepie odzieżowym. Usłyszałam za to, że jestem naprawdę amazing! A koleżanka, z którą pracowałam, stwierdziła: Weź Ty się jakoś ubierz! Ciągle tylko te bojówki i cortezy, fryzura nie wiadomo jaka. Masz pieniądze, kup coś sobie. I tak doczekałam się swojej pierwszej w życiu bluzki z dekoltem. Okazało się, że w Anglii rozmiarowo jestem gdzieś pośrodku, że są na mnie ciuchy w sklepach. To było niesamowite. Wkręciłam się w to na tyle, że zaczęłam wysyłać do Polski paczki po 50 kg, na serio zainteresowałam się modą. "Masz ciało? Jesteś atletą!" Wraz z większą samoakceptacją przychodzi również przekonanie, że warto dbać o siebie, bo po prostu się chce, a nie z podejściem: to na pewno będzie przymus i niekończąca się katorga. Choć początki mogą być trudne. Jak mówi Ewa Zakrzewska: - Kiedy zaczęłam chodzić na siłownię, trener wysłał mnie na badania, żeby lekarz ocenił stan mojego zdrowia, ale i pomógł na tej podstawie określić, które ćwiczenia są dla mnie mniej lub bardziej wskazane. Wybrałam się na prywatną wizytę i... zostałam jedynie zmierzona i zważona. Przyniosłam ze sobą wszystkie papiery, a on nawet w nie nie zajrzał. Stwierdził, że jestem otyła i to jest mój problem. A przecież właśnie chciałam coś w tej sprawie zrobić. Zgłosiłam skargę do jego szefa, który znów zważył mnie i zmierzył, podając przy okazji numer telefonu do kolegi zmniejszającego żołądki. Nie dostałam żadnych wskazań – czy mogę wykonywać skłony, skrętoskłony? A może trenować crossfit? Zważyć się i zmierzyć mogę przecież sama, a zapłaciłam za to naprawdę niemało pieniędzy. Najgorzej, gdy robi się coś, czego się nie lubi. Miałam kilku trenerów i nie do końca byłam zadowolona z formy ćwiczeń. Czułam presję, żeby robić to samo, co wszyscy. Większy stres, żadna przyjemność. Lubię ćwiczyć z ciężarkami i z maszynami, więc to się staram robić najczęściej. Choć zdarza się mi – jak pewnie każdemu -mieć przerwy w ćwiczeniach. W swoim najlepszym czasie trenowałam 5 dni w tygodniu. Ba! Nawet sambo – rosyjską sztukę walki, razem z mężem, który podstępem zabrał mnie na zajęcia grupy średniozaawansowanej zamiast podstawowej, ale dałam radę! Autor: Ewa Zakrzewska, fot.: Weronika Łucjan-Grabowska Daria dodaje: - Myślę, że w przypadku dziewczyn plus size największym problemem jest to, by przemóc się i w ogóle pójść na siłownię. W Polsce na siłowni można zobaczyć przede wszystkim osoby, które na pierwszy rzut oka nie wyglądają, jak by tej siłowni potrzebowały. I jak jesteś plus size, to myślisz, że na tych ćwiczeniach będziesz się wyróżniać wśród tych wszystkich miss international, które robią fotki na Instagram. Ja długo nie mogłam się na siłownię zdecydować. Najpierw zaczęłam chodzić na basen i po pierwszych próbach marzyłam, żeby tam utonąć, chciało mi się płakać. Później już poszło, zaczęłam się tym cieszyć. Na basenie czułam się dobrze, bo wmawiałam sobie, że to nic takiego, bo chociaż jestem w stroju kąpielowym, to jak się zanurzę, nikt mnie nie widzi. I wtedy mój mąż powiedział: "Jesteś nienormalna. Śmigasz w kostiumie i nie masz z tym problemu, a nie chcesz iść w dresie na siłownię". No więc poszliśmy – w samym centrum Mokotowa, w godzinach szczytu. I… było super. Widziałam dziewczyny mojej postury, babki w wieku mojej mamy. Tak naprawdę wszyscy mają gdzieś, że ja tam przyszłam i ćwiczę. Zajmują się sobą. I w końcu mnie też to, jak tam wyglądam, przestało interesować. Dlatego dziewczyny! Gorąco zachęcam, by się przemóc i spróbować iść na siłownię. Można na początek wybrać tę osiedlową czy tylko dla kobiet. Warto zadbać o swoje zdrowie, by jak najdłużej móc się nim cieszyć razem z bliskimi. Autor: Daria Papis, fot.: archiwum prywatne "Ojej, ważysz tak dużo? Wszystko w porządku ze zdrowiem? A ty co taka chudziutka? Nie znikniesz zaraz?" A co wtedy, gdy pojawiają się negatywne komentarze? - Najgorszy jest hejt w postaci fałszywej troski – mówi Daria. - Ktoś plus size może usłyszeć: „Jesteś gruba, niedługo umrzesz”, szczupłe osoby są za to według życzliwych „tak chude, że niedługo znikną”. Ludziom się wydaje, że jak komuś powiedzą: „ojej, zaraz znikniesz”, nie zranią tej osoby tak, jak obrażając kogoś o większych rozmiarach, ale tak nie jest. Weźmy na przykład Małgosię Rozenek – ma przecież świetną figurę, mogłabym pomyśleć: „Kurcze, wygląda jak milion dolców. Gdybym miała takie ciało, nie miałabym problemów”. Ale nie! Ona dostaje hejt za to, że jak ma psy, to rasowe, a nie ze schroniska, że jej mąż kopie piłkę i jest idiotą, a nawet w tak intymnej sprawie, jak jej kłopoty z zajściem w ciążę. Jak mówi Ewa: - Najgorzej, gdy hejt pojawia się ze strony bliskich, rodziców. Kiedyś pod jednym z moich postów pojawił się nieprzyjemny komentarz… od teściowej jednej z blogerek plus size, która na dodatek jest lekarzem! Wydawałoby się, że akurat ona powinna potrafić się przed czymś takim powstrzymać… Szanujmy się nawzajem po prostu jako dziewczyny, bez względu na rozmiar. W internecie moje obserwatorki czasem próbują mnie bronić, atakując szczupłe kobiety. Niekiedy też pojawia się w komentarzach spowodowane dużymi emocjami odszczekiwanie. I choć te dziewczyny stają po mojej stronie, usuwam ich wpisy. Nie do pomyślenia jest dla mnie, żeby bronić jedną osobę, atakując kogoś innego. Autor: NIKA Okuneva Mniej hejtu, więcej miłości. Mniej dramatu, więcej brokatu - Myślę, że najtrudniej jest młodym dziewczynom, nastolatkom. Sama żałuję, że gdy byłam w ich wieku, nie miałam takich nas - dziewczyn, które pokazują, że będąc plus size możesz lubić siebie i wyglądać super – mówi Daria Papis. Natomiast Ewa Zakrzewska zauważa: - Hejt w internecie jest tak srogi, że gdybym miała 13 lat, nie wiem, czy bym sobie poradziła. Przeciwko tym dziewczynkom są tworzone grupy, memy, body shaming jest mocny. I tak uważam, że u mnie jest spokojnie. Może też dlatego, że sama często wspominam o akceptacji dla każdego rozmiaru, że nie chodzi mi o promowanie otyłości. Zresztą, co to za zarzut? Czy spojrzałaś na moje zdjęcia, na mojego bloga, i od razu chciałaś przytyć? Raczej nie. Nie o promowanie otyłości, a o zdrowe podejście do siebie tu chodzi. Chciałabym zaprosić wszystkie blogerki, youtuberki, po prostu kobiety, które spotykają się z hejtem ze względu na rozmiar do uczestnictwa w naszej akcji – dodaje Ewa. Planowany jest prokobiecy event z udziałem dziewczyn w każdym rozmiarze. Na wydarzeniu będzie można kupić zaprojektowane przez Ewę Zakrzewską koszulki – i kobiece, i z pozytywnym przekazem. W promowanie akcji zostaną zaangażowane blogerki, youtuberki czy instagramerki, ale wydarzenie organizowane jest przede wszystkim nie z myślą o "zwykłych" dziewczynach. Nie tylko plus size, ale i tych które muszą się tłumaczyć, że "są niekobiece i nieapetyczne, bo takie szczupłe". Dochód ze sprzedaży koszulek zostanie przekazany na rzecz Fundacji Aż Sobie Zazdroszczę, kierowanej przez Aleksandrę Dejewską. Celem fundacji jest pomoc osobom z zaburzeniami odżywiania i depresją. - Niestety, jeśli chodzi o zaburzenia odżywiania, to znam ten problem. Całe życie odchudzałam się z nienawiści do siebie, nigdy nie pomyślałam o swoim zdrowiu. Przetestowałam chyba wszystkie możliwe diety, zawsze bojąc się efektu jojo. Teraz chcę pomóc innym dziewczynom tego uniknąć. Autor: Daria Papis, fot.: archiwum prywatne Jak dodaje Daria: - To będzie kobiece, intymne spotkanie, podczas którego dziewczyny będą mogły pogadać, zjeść coś w luźniej atmosferze. Ma im dodać pewności siebie, dać poczucie przynależenia do społeczności. W końcu będzie to coś namacalnego, a nie wirtualnego, i to bez dzielenia kobiet na obozy: nie ma szkieletorów, nie ma wielorybów. Takie podejście chciałybyśmy obalić. "Szkieletor" i "wieloryb" to sformułowania jednoznacznie pejoratywne, a co ze słowem: "gruba", "gruby"? Daria: - Pamiętam naszą wspólną wyprawę do Gdańska. Poszłyśmy z Ewą do jednej z sieciówek, która ma dział plus size. Chodziłyśmy po tym sklepie i chodziłyśmy, nie mogąc go znaleźć. W końcu podeszła do nas szczuplutka pani tam pracująca i zapytała, w czym może pomóc. Na to Ewa prosto z mostu: "Gdzie jest dział dla grubych ludzi?". Nieszczęsną kobietę, nieprzyzwyczajoną do takiej bezpośredniości, zupełnie zatkało. No to zainterweniowałam: "Dział plus size". "A, tak, tak, oczywiście. Już paniom pokazuje". Kiedyś miałam wobec słowa "gruba" dystans, teraz już jest on znacznie mniejszy, zwłaszcza kiedy nawzajem tak do siebie mówimy. Jednak uważałabym z takimi sformułowaniami wobec nowo poznanej osoby – niektórzy mogą po prostu nie chcieć być nazywani grubymi. Jak się (nie) ubierać? Ewa Zakrzewska od lat zajmuje się tą kwestią: - W sklepach nadal jest z ubraniami plus size problem. W Anglii zakup ciuchów w większych rozmiarach nie stanowi problemu, Polka plus size największy wybór ubrań znajdzie w internecie, i to najczęściej na zagranicznych stronach. Już niejednokrotnie zdarzało się, że będąc zaproszona jako gość, a nie modelka, do jakiegoś programu, sama musiałam przywozić ciuchy, z których stylista „coś wymyśli” albo ubierałam inne występujące w programie dziewczyny plus size. Bezpośrednio po powrocie z Anglii otworzyłam butik z ubraniami w większych rozmiarach. Z ciuchami pełnymi kolorów, różnych fasonów, z poradami stylistki. Wtedy to nie zadziałało, dziewczyny zachowawczo wolały wybrać worki. Myślę, że dzisiaj byłoby inaczej. Dlatego gdy przygotowywałam dwie kolekcje Tom&Rose starałam się, żeby nie były to legginsy i wyciągnięte t-shirty, które litościwie i wspaniałomyślnie sprzedaje się grubasom. Powstały dwie kobiece kolekcje – zestawy, które dowolnie można ze sobą łączyć. Daria: - Gdy pierwsza kolekcja weszła do sprzedaży, kupiłam płaszcz, którym chwilę potem zachwyciła się nim koleżanka z pracy. Poszła do sklepu 20 minut po mnie, ale wszystkie były już wyprzedane. Sama miałam problem z wyborem sukienki na wesele. W jednym ze sklepów konsultantka podała mi suknię w rozmiarze 36, kazała przyłożyć do siebie i wyobrazić sobie, jak będzie na mnie wyglądała… Nie chciałam odpuścić i kupować takiej sobie sukni, której jeszcze nie mogę przymierzyć. Kierowana syndromem księżniczki marzyłam, żeby moja suknia była zjawiska, z welonem katedralnym. Zaczęłam jej szukać w Anglii i Szwecji. I nagle okazało się, że nie tylko dostępne są moje rozmiary, ale że po raz pierwszy muszę skorzystać z klipsów do sukni, żeby te większe ze mnie nie spadały. Tam nie było pytań o to, czy w ogóle jest mój rozmiar, ale o krój. Z żadnym nie było problemu i kupiłam swoją wymarzoną suknię. Niestety dla wielu dziewczyn plus size po tych ślubnych poszukiwaniach najpiękniejszy dzień w życiu staje się koszmarem. Ewa: - Kiedyś zrobiłam testy i podzwoniłam po różnych salonach. Te kobiety nawet nie widziały mnie na oczy, ale gdy zapytałam o suknię typu syrenka w rozmiarze 46 lub 48, słyszałam, że chyba sobie żartuję. Że w tym rozmiarze w życiu by mnie nie ubrały w ten krój. Ja syrenki bym nie założyła, ale znam dziewczyny, które świetnie w niej wyglądają, a noszą rozmiar 46 czy nawet 52. To jest częsty problem. Na jednych z targów ślubnych pewna dziewczyna wspomniała, że sznurkiem przywiązali do niej za małą suknię… Często salony próbują wywierać na klientkach presję, np. „tylko dzisiaj trwa specjalna promocja i albo kupisz tę suknię teraz, albo nigdy”. Raz towarzyszyłam w zakupie koleżance i gdy stwierdziłyśmy, że sukni w za małym rozmiarze 38 jednak przymierzać nie będziemy, kobieta na naszych oczach przedarła kartkę z informacją o promocji i ostrzegła, że w tym rozmiarze to już nic później nie zdążymy uszyć. Akurat wchodziły inne klientki, więc głośno powiedziałam, że mamy wystarczająco dużo czasu, nikt nie musi wywierać na nas presji, bo to jest poniżej dna. Teraz, gdy jestem na targach ślubnych i pytam o większe rozmiary, przedstawicielom salonów jest głupio, że ich nie mają. Próbują się tłumaczyć, zapewniają, że uzupełnią braki. I myślę sobie: super, coś się zmienia. Daria: Pod każdym naszym filmem na YouTube na 10 komentarzy: "spoko, łapka w górę" pojawiają się takie: "Dzięki tobie pierwszy raz w życiu założyłam sukienkę, ubrałam kostium i pójdę na plażę. Tworzymy społeczność, w której dziewczyny czują się akceptowane, piękne. Dla takich chwil warto to robić". 48jC.